poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział III

Wiem, wiem dziś mamy poniedziałek, niedziela była wczoraj, ale uznajmy, że kierujemy się jakimś innym kalendarzem, w którym doba jest trochę dłuższa i mamy niedzielę xD
W dzisiejszym rozdziale:
Masa nudnych dialogów, zachwyty nad robieniem na drutach i wiele nudniejszcyh
Dobra, przyznaję się bez bicia, że nie wiem nic na temat kamieni szlachetnych xD Informacje o rubinach ściągnęłam żywcem stąd:http://pasion.com.pl/pl/kamienie/14-rubin
Audycja zawiera lokowanie produktu xD

**********************************************************************************
Rozdział III
Na dworcu
- A więc wygląda to tak: całą Amerykę pokonanym specjalnym pociągiem. A zabawa zacznie się w Kanadzie, ponieważ tam musimy sobie poradzić sobie sami. Co gorsza, zbliża się zima. A na Alasce... - tłumaczył Mark.
W zasadzie to wszyscy słuchali go jednym uchem. W końcu na dworcu było strasznie głośno. Pomyślałam, że teraz pojawia się kolejna szansa by się zabić. Przypadkiem wpaść pod pociąg. Ale bałam się. Bałam się staniem się papką, bo chyba to by ze mnie zostało jakby przejechał mnie pociąg.... Bo musiałoby to wyglądać tak: Przypadkiem wpadam pod tory. Wtedy nadjeżdża pociąg. Miażdży mnie tymi kołami, które pewno są ostre, więc logicznie rzecz biorąc musiałaby zostać ze mnie papka. To nie było by zbyt fajne. Pewnie później by musieli wymieniać tory... Bo byłby całe we krwi... Skrzywiłam się na myśl o tym. Naprawdę od kiedy to myśli się o takich rzeczach? Z moją psychiką jest coraz gorzej. 
 Siedzieliśmy grzecznie na ławeczce, a blondas dalej coś tłumaczył. Nie słuchałam. Mało mnie to obchodzi. Śmierć, życie... Dla mnie to nie ma znaczenia. Jedyne czego chce to... No właśnie czego pragnę? Boję się śmierci, lecz życie też nie jest dla mnie zbyt cudowne. Co mam zrobić? Spojrzałam w niebo i w myślach spytałam: Co jeszcze wymyślicie wy tam na górze?
- Reyna... Nie słuchasz mnie. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Marka.
- Wybacz - mruknęłam.
On tylko pokręcił głową. Uznałam to za koniec rozmowy i rozejrzałam się po dworcu. Same nudy. Śmiertelnicy byli zdziwieni ilością osób na peronie. Jednkaże na mnie ich obecność nie robiła żadneog wrażenia. Po chwili obserwacji stwierdziłam, że nie mam nic szczególnego do roboty, więc wyciągnęłam druty i zaczęłam dziargać czapkę. Choć może wydać Wam to się dziwne na mnie ta czynność działała uspokajająco. Czułam, że chociaż nad tym mam kontrolę. A poza tym efekt zawsze był niesamowity.
- Reyna, coś ci spadło. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Nadi.
Dziewczyna usiadła obok mnie i pokazując różowy kamyk, spytała:
- Co to jest?
- Jakiś różowy kamyk od Aresa... - odparłam.
Różowo- włosa spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Pokręciła głową i odpowiedziała:
- Nie bananie... to rubin... Mówi ci to coś?
- Taaaa... Ale rubiny są czerwone.
- Jeśli są oszlifowane... A poza tym jak trzymasz go w dużych temperaturach to nie ma się co dziwić... - powiedziała i dodała bawiąc się kamykiem. - Czas na wykład! Otóż nasz okaz to rubin pakistański... Nie ma co się dziwić w, końcu podarunek od Marsa. Nazwa rubin pochodzi z łaciny, gdzie oznacza kolor czerwony.Rubin jest „kamieniem obfitości i dynamizmu”. To jeden z tych minerałów, które najsilniej oddziałuje na wiele sfer życia równocześnie. Osobom zgaszonym lub wypalonym, potrzebującym energii, przywrócona zostaje pasja i chęć działania, a życie staje się prostsze i przyjemniejsze. Osobom myślącym negatywnie lub rozczarowanym życiem - odbudowuje wiarę i optymizm. Aktywność psychofizyczna, odwaga w podejmowaniu trudnych decyzji oraz ugruntowująca pewność siebie powracają, aby znów poczuć sens życia w tym, co najbardziej istotne - w rodzinie, pracy, przyjaźni czy po prostu w naturze. Energia Rubinu wpływa zarówno na dostatek uczuć w naszych osobistych relacjach, na godną pozycję społeczną i zdrowy prestiż w pracy zawodowej. Entuzjazm nie opuści nas nawet w trudnych sytuacjach. Jednak przede wszystkim Rubiny oddziałują na obfitość naszego związku intymnego oraz przyciągają do nas pozytywnych ludzi i zdarzenia. Z drugiej strony - jeśli nie potrafimy usiedzieć w miejscu, trzeciego dnia urlopu chcemy wracać do pracy, pociąga nas wszystko to, co zwiększa poziom adrenaliny we krwi - podczas noszenia Rubinu zharmonizujemy nasz wewnętrzny ogień i uspokoimy myśli, by móc funkcjonować i czuć się dobrze odpoczywając i ładując akumulatory „tu i teraz”. Rubin wg medycyny niekonwencjonalnej:  Wzmacnia serce, oczyszcza krew, pobudza krążenie (doskonały dla osób z niskim ciśnieniem), rozgrzewa zimne kończyny.   Uśmierza bóle w górnym odcinku kręgosłupa. Łagodzi dolegliwości lub zmęczenie oczu. Ma dobroczynne działanie na gruczoł grasicy, dzięki czemu wzmacnia odporność organizmu i pobudza system immunologiczny. Wpływa na szybszą regenerację organizmu po chorobach, w szczególności po zawale serca
- WoW... Bardzo przydatna informacja. - mruknęłam.
- No wiem. - odparła i dodała wręczając mi kamień. - Proszę cię, dbaj o niego. Może ci się przydać w przyszłości, bardziej niż ci się wydaję.
- Sęk w tym, że jeśli go użyję to wypełnię przepowiednie. - odparłam i po chwili dodałam. - Chyba...
- A co w tym złego? - spytała.
Spojrzałam na nią. Z jej twarzy  bez problemu można było odczytać zdziwienie... No tak. Ludzie nie zrozumieją nas dopóki sami nie spotka ich to samo. No właśnie. Co tak naprawdę jest złego w wypełnianiu przeznaczenia? Musiałam chwilę się nad tym zastanowić... Owszem zawsze nie lubiłam słuchać czyiś rozkazów, ale czy to wystarczający powód?
- Tak. - odpowiedziałam i dodałam widząc jej minę. - To tak jak z tym, że wszyscy kiedyś zginiemy... Kto nie boi się śmierci? Tylko szaleńcy. Tak samo jest z zapisanym nam przeznaczeniem. Człowiek dopóki będzie mógł, będzie przed nim uciekał, krył się. Byle by nie spotkał go ten marny los... A poza tym jest jeszcze jedna ważna sprawa - ja nie wiem co to za przepowiednia, a więc nie ma pewności, że tu chodzi o mnie.
- Wiesz, śmierć czeka na każdego z nas, więc idąc tą logiką.... to przeznaczenie jest nieuniknione. - odparła.
- Ale czy ktokolwiek próbował je pokonać? - spytałam i widząc, że dziewczyna nie ma nic do powiedzenia dodałam. -  To tylko stereotyp. Jeśli byśmy chcieli możemy pokonać śmierć, możemy jej uniknąć... Na przykład Herkules. Był śmiertelnikiem. A stał się bogiem. Więc nie umarł. Przeznaczenia też można uniknąć.... Tak mi się wydaje.
Nadia rozejrzała się po dworcu. Zauważyła, że ku nam idzie Oktawian. Dziewczyna wstała i powiedziała:
- A więc życzę ci powodzenia w unikaniu przeznaczenia, Reyno. Ale pragnę ci przypomnieć, że oszukiwanie przeznaczenia, jest jak próba oddychania bez tlenu.
Pokiwałam tylko głową... Ona może mówić sobie co chce. Ja i tak zdania nie zmienię. Wzięłam głęboki oddech i schowałam druty do plecaka. Po chwili znowu rozejrzałam się po peronie. Niedaleko Nadia z Oktawianem rozmawiali, a raczej kłócili się o coś.  Dziewczyna trzymała w ręce łyżkę i groziła nią blondynowi. Wokół nich zaczął się zbierać coraz więcej gapiów. Ciekawe co z tego wyniknie - pomyślałam. Jednak zamiast pójść w tamtą stronę, wykorzystałam sytuację i poszłam w przeciwną stronę. Właśnie nadjeżdżał jakiś pociąg. To była wielka szansa, aby stąd uciec.  Jednak co mi by to dało? Musiałabym zacząć wszystkiego od nowa. Pociąg odjechał. Uśmiechnęłam się. No cóż, jedno jest pewne - honoru w najbliższym czasie nie stracę, jednak życie... O to jego stratę nie będzie trudno. 
- Dobry, wybór. - z zamyśleń wyrwał mnie głos, który poznałabym nawet gdybym straciła słuch.
- Można wiedzieć, Aresie czemu znów mnie nawiedzasz? - spytałam.
Odwróciłam się do boga i uśmiechnęłam się złośliwie. Bóg nic nie mówi. Nastała niezręczna cisza.
- Ładna dziś pogoda. - mruknęłam.
Znowu nic. 
- Obraziłeś się? - spytałam.
Znowu zero reakcji. Powoli zaczynałam tracić cierpliwość. 
- Dobra idę sobie. - powiedziałam lekko podenerwowana i dodałam. - Narka.
 I tak jak postanowiłam tak zrobiłam. Udałam się w stronę moich znajomych. Nadia i Oktawian siedzieli na dwóch różnych ławkach co oznaczało, że konflikt został zażegnany. Podeszłam do dziewczyny i spytałam ją co się stało. Różowo - włosa ożywiła się i zaczęła opowiadać.... Jednak ja nie mogłam się skupić na tym co ona mówiła. Cały czas czułam jakby coś próbowało przebić mi się przez czaszkę. W końcu to coś naprawdę coś  mi się przebiło przez czaszkę. Usłyszałam głos, tak dobrze mi znany. Ares znów, nie wiedzieć czemu, planuje niszczyć mi życie.
- Co ładna dziś pogoda? - spytał i dodał. - Nie no dobra, teraz przejdę do szczegółów.... Spoko. Nie wkurzaj się. Zaraz wychodzę... 
- No to słucham. - odpowiedziałam.
- No więc: sprawa ma się tak, muszę ci powiedzieć jak biegnie ta przepowiednia. A więc zaczynam... - odparł.
Nie chciałam tego słuchać, więc postanowiłam zrobić coś głupiego. Wstałam i pobiegłam w stronę najbliższej tablicy z rozkładem jazdy. Ares coś tam cały czas, gadał. Żeby nie biegła, że jak trzasnę głową w tą szybę to sobie rozbiję głowę. Będę miała jakiś uraz. Umrę... I wspominał jeszcze o przepowiedni. W końcu znalazłam się przed tablicą z rozkładem i przywaliłam głową w szybę. Rozbiła się. A ja poczułam straszny ból w głowie. Jakbym rozłupała sobie czaszkę. Poczułam, że odłamki szkła wbijają mi się w głowę. I w tym momencie wprost nie mogłam wyjść z podziwu jak głupia jestem. Żeby być aż tak zdesperowanym by pozbyć się boga z głowy? O matko... Zginiesz marnie Reyno. Tyle ci powiem. Wyjęłam głowę. I rozejrzałam się wokoło. Zauważyłam, że wszyscy się  na mnie gapią. Posłałam im szeroki uśmiech. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że wyglądałam jak wariatka. Szkło w głowie. Krew lejąca się po twarzy i uśmiech.... Przynajmniej trafię do wariatkowa, a nie na Alaskę. Jak miło. Jestem genialna.
- Reyna czy ty oszalałaś? - spytał podenerwowany Oktawian. No tak, on jako pierwszy oberwie jeśli nie trafię na Alaskę.
- Chyba... - odparłam i dodałam. - Ale wiesz... Tylko wariaci są coś warci.
Chłopak pokręcił głową. Po chwili przyszła do mnie reszta naszej grupy.  Rozalia zaproponowała, że pójdzie ze mną do toalety by zmyć krew. Muszę przyznać, że dworcowe toalety są straszne. Śmierdzi, nie ma papieru toaletowego... Normalnie masakra. Rozalia próbowała jakoś zatamować krwotok. Jednak nie za bardzo jej się to udawało. W końcu przypomniałam sobie o kamyku. Muszę przyznać, że świetnie działał jako coś co może zatrzymać krwotok. Dziewczyna była zdziwiona, że coś tak małego może zdziałać takie cuda. 
Kilka minut później....
Znów wszyscy są na dworcu. Teraz nikt z nikim nie rozmawia. Wszyscy z jednej strony oczekują tego momentu w, którym nadjedzie pociąg. Z drugiej po cichu pragną by ta chwila nigdy nie nastąpiła. W końcu jednak nadeszła. Czarna lokomotywa, nie pasująca do setek przejeżdżających tędy pociągów. Strażnicy pilnowali, aby wszyscy szybko weszli.W środku wcale nie było lepiej niż na dworcu. Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy do ostatniego wagonu, gdzie nie było, aż tak wielkiego tłoku. W zasadzie prócz ludzi i jednej skromnej łazienki, oraz dwóch małych okien, nie było tu praktycznie nic.
- Chwalmy Jasona. - mruknęłam.
Pociąg ruszył. Za kilka dni będziemy w Kanadzie. Za kilka tygodni na Alasce... A co będzie dalej? No cóż, tego nikt nie wie...
- Ale mogłabyś się dowiedzieć, Reyno. Pamiętaj o przepowiedni. - usłyszałam w głowie głos Aresa. Tym razem postanowiłam rozprawić się z nim inaczej.
*******************************************************************************************
Jak zwykle - przepraszam za błędy, ale nic mi się nie chce xD
I to chyba na tyle xD
Pozdrawiam Cherry xD

5 komentarzy:

  1. Te rozmyślania Reyny na temat śmierci, czy zostać papką czy też nie, hahaha XD nie no rozbrajające po prostu. Później ten monolog na temat rubinu, długi, troszkę nudnawy, ale pouczający :) może akurat do olimpiady mi się przyda :P a ostatnia reakcja Reyny, z tą szybą. Aż zaczełam się śmiać :D gdybym tam była, stwierdziłabym że serio jest jakąś wariatką :P Ogólnie super rozdział 5/5 ^^ każdy ma swój własny kalendarz, nie martw się ;P najważniejsze, że w końcu wstawiłam i to jaki rozdział :) chyba to tyle xd
    pozdrawiam
    Asix :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój komentarz się nie opublikował więc w skrócie .
    Monolog mnie uśpił
    Wszyscy inne cacy . Kocham papke

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział widzę w tą niedziele .

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział naprawdę ciekawy i monolog mnie wcale nie zanudził. Reyna geniusz uderza głową w szklaną gablotkę z rozkładem jazdy.Super pomysł i taki w Twoim stylu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cherry!!!!!!!!!!! Halooooo my tu czekamy, ja chcę wiedzieć co będzie dalej. A więc powtórzę słowa Radosnej, rozdział widzę w tą niedziele( uderzam dłonią w stół)
    No dobra że niedziela już jutro to niech będzie że do środy( do środy mogę poczekać XD znaj moją łaskę XD haha)

    OdpowiedzUsuń