niedziela, 3 maja 2015

Powracam + Rozdział I ( No kto by się spodziewał?)

Jak widzicie mam nowy OSOM szablon xD
Dzięki Ci za to wielkie Radosna xD <wychodzi na to, żę do nazwy dopsiałam Ci "xD" ale chyba nikomu to rybki nie robi xD >
A teraz podziwiajcie szablon, bo treść tego posta i kilku kolejnych sprawi, że...
Porazi Was prąd mój geniusz xD
Dziś, kiedy jeszcze nie ma miesiąca przerwy xD Rozpoczynamy nową serię xD Tym razem, jednak piszę kilka rozdziałów do przodu xD A więc, krótko o, krótkiej serii xD
Na pewno nie będzie:
- Alaski xD
- Rachel xD < przynajmniej na początku >
- Cudownych kamieni xD
- narrator nie będzie osobą chorą psychicznie xD <Przebadano ją przed castinigem xD >
- niczego normalneog xD
Będzie:
- Zerowa zgodnść z kanonem xD
- duuuuużo prądu xD
- I wiele absurdów z nim związanych xD
- krótko i zwięźle xD
- dziwnie xD
- typowo dla mnie xD
- i oczywista jako iż ostatnio musiałam zmieniać język w Wordzie < wiecie profesjonalne pisanie pracy domowej xD > i on teraz się nie chce odmienić na polski - większość błędów jest nie zmieniona xD Ale się starałam xD
OK, już dalej nie przedłużam xD Przejdźmy do części oficjalnej xD
_______________________________________________________-
Zastrzeżenia:
Przed przeczytaniem porozmawiaj z swoimi rodzicami co zrobią: jeśli zniszczysz coś cennego w domu/oszalejesz/ zabijesz mnie xD < to ostatnie jest nie możliwe xD Tyche mnie strzeże, ale żeby nie było xD >
Jeśli kochasz zgodnosć: z kanonem/ rzeczywistością/logiką - to z pewnością nie możesz tego czytać, ale jeśłi chcesz przez to dalej brnąć to weź jakieś mocne tabletki uspokajace lub np. wypij mleko xD
Jeśli dalej tu jesteś - witaj w Krainie Absurdu xD

Rozdział I
Tylko wariaci...
Wierzą w przeznaczenie

Czarnowłosy stał i uważnie przyglądał się swojemu odbiciu w jeziorze Wszystko było mu tak obce... Nigdy wcześniej nie był na tej planecie.... A jednak... Stąd pochodzili jego przodkowie. Stąd pochodził jego język. Stąd też pochodziła pięciobój. Jedyna i najlepsza konkurencja na Olimpiadzie. Tak przynajmniej uważał, Percy. Zasady były proste: każdy kraj bez względu na to jak daleko od Ziemi się znajdował – mógł wystawić dwóch zawodników – chłopaka i dziewczynę. Wygrywa ten kto wygra co najmniej dwie konkurencje plus zapasy. Tak jak było w starożytności. Z tą różnicą, że pięciobój w ich świecie był jedyną atrakcją Igrzysk. Odkąd Kronos – znany i bogaty biznesmen zdobył władze na jednej planecie, potem zdobył drugą i tak oto dzięki pieniądzom miał wszystko. Ponoć zrobił to z zemsty za to, że w przeszłości nie mógł wziąć udziału w Olimpiadzie. Dla czarnowłosego były to, jednak plotki wyssane z palca. Przecież Kronos ma z 200 lat! A wtedy ludzie byli tacy mili... Nie to co teraz. Nie moje przemyślenia, za bardzo przypominają rozważania jakiegoś uczonego. A ja, przecież jestem tylko wspaniałym Percy Jacksonem z ....
- BU! - krzyknął tak “na spontana” do przechodzącego obok Leona.
Przestraszony chłopak wpadł do jeziora i zaczął się topić. Jego kolega nie miał zamiaru mu pomagać – uwielbiał go wrabiać. Z resztą nie przepadał za nim. Nic nie umiał. Żył tylko z reklam i pieniędzy wydanych przez jego fanki na kubki, breloczki i inne bzdety z jego podobizną. Poza tym raz prześcignął go w biegach. A potem strasznie się z tego chlubił. Od tego czasu czarnowłosy go szczerze nienawidził, albowiem ten chłopak upokorzył go przed telewizją.
Nagle Percy oderwał się od tego jakże interesującego zajęcia i wytężył słuch. Ktoś się śmiał. Pewnie jakaś grupa przyjaciół, która przyjechała na to wielkie widowisko, postanowiła odwiedzić tą malowniczą okolice. Czarnowłosy im się nie dziwił. W końcu tylko na czas Olimpiady można odwiedzić tą planetę. Ten zakaz wcale go nie dziwił. Było tu tyle pięknych miejsc, ale gdyby ludzie mogli tu przychodzić codziennie... Skoro kilkaset lat temu, prawie zniszczyli całą Ziemi, trzeba było cenić i chronić to co nam po nich zostało.
Spojrzał jeszcze raz na jezioro. Leon prawdopodobnie już wypłynął. Albo już się utopił. Percy”emu zrobił się go żal. Dlatego zwrócił swój wzrok na brzeg, aby zobaczyć tam odcisk stóp znajomego – innej opcji nie mogło być. Przecież nie mógł się utopić... OK, dobra mógł. Tam było głęboko. A on nie umie pływać. Czarnowłosy poczuł, że tym głupim żartem może zakończyć swój nędzny żywot. Przecież fanki Leona Valdeza go za to zamordują!
Przyjrzał się odciskom. Było ich zbyt wiele. Nie zdążył im się dokładnie przyjrzeć, gdy poczuł chłodne ostrze przy szyi. Ktoś robił to strasznie nie umiejętnie. Domyślił się kto to taki.
- Leon to nie jest śmieszne. - powiedział z spokojem godnym świętego. Czując w sercu spokój – przynajmniej miał pewność, że chłopak żyje.
- Nie jestem żadnym Leonem - szepnęła jadowicie. ( Teraz już nie miał pewności czy Leoś żyje) Zobaczył jej twarz. Wyglądała groźnie i pięknie. Dziwne połączenie... Chociaż w sumie... z niektórymi kwiatami jest podobnie... Jej oczy przypomniał stal. I najważniejsze była blondynką. Percy zakodował sobie, aby przy następnej okazji ( oczywista jeśli tak owa nastąpi) wypytać o IQ.
- To zauważyłem. - mruknął.
Dziewczyna posłała mu potępiające spojrzenie i schowała . Percy odetchnął z ulgą. Blond włosa otworzyła usta by coś powiedzieć, lecz wtem nadbiegła jakaś czarnowłosa, postać z wścieklizną i uderzyła go w skroń. Ostatnią myślą czarnowłosego były niebieskie naleśniki.
__________________

Thalia jeszcze przez chwilę przyglądała się leżącemu chłopakowi, nie ruszał się. Czarnowłosa musiała przyznać, że jak na wysportowanego zawodnika był dość drętwy. Nawet nie użyła połowy swojej siły. Obok niej siedziała Annabeth. Dziewczyna była przerażona ( “Przecież on był taki głupiutki, a ty go trzasnęłaś” - powiedziała zaraz po całym zdarzeniu) i zła na przyjaciółkę.
- Po co to zrobiłaś? - spytała.
Thalia spojrzała na nią jak na osła.
- Ile razy mam powtarzać? W dzisiejszych czasach nikomu nie można ufać.
- Skoro tak mówisz. - odparła blondynka tonem, który nie koniecznie wskazywał na jej poparcie dla tej tezy. Spojrzała na zegarek i bez słowa wstała
Thalia pokiwała tylko głową. I odprowadziła ją wzrokiem. Podziwiała ją. Dołączyła do nich choć nie do końca to rozumiała. Dołączyła do grupy, która była porównywana do gangów morderców, dilerów i innych. Dołączyła nie dlatego, że chciała im pomóc, tylko.... No, właśnie. Tu wiedza czarnowłosej na ten temat kończyła się. I w tym samym miejscu stawiała sobie też pytanie – Po co ona to robi?
Odpowiedź była prosta: Zemsta. Skoro nie można ich zabić, ani zniszczyć. To będziemy ich irytować – jak te wyrodne komary. Ale za co ta zemsta?
Za dzień, który zmienił jej życie. Niby minęło sześć lat, ale ból był ten sam. Dziewczyna z wielką przykrością powróciła do tego dnia.
Był to ciepły, słoneczny dzień – idealna pogoda by zorganizować letni “domowy” pięciobój. Cała młodzież z ich pięknej wioski, ale też i ci, którzy przyjechali tu z rodziną na wakacje. Wśród takich była jej nowa rudowłosa kumpela, która była niską, rudą jędza, która zawsze musiała mieć ostatnie zdanie. Przez cały ostatni tydzień Thalia ćwiczyła z nią – Nancy córką bogatych jubilerów, którzy cierpieli na nadopiekuńczość – gdzieś wyczytali, że lepiej aby dziecko chodziło do prywatnej szkoły z internatem ( gdzie, aby zwiększyć bolączkę rudowłosej nie było Internetu) i tak też uczynili.
Poza tym Nancy była strasznie wredna. Ale Thalia nie wiedzieć czemu polubiła ją. Jednak uznała, że to będzie tylko wakacyjna przyjaźń. Nic więcej. Boć przecież, pochodziły z tak różnych środowisk. To nie miało prawa wypalić na dłuższą metę. Dlatego nie pytała ją o żadne dane kontaktowe.
- A teraz to by się to przydało. - pomyślała.
Od tamtej chwili zaczęła żałować, że nigdy nie porozmawiała z paroma osobami. Od tamtej chwili zaczęła żałować, że tyle razy była oschła. Od tamtej chwili – chciała zemsty.
Emocje sięgały zenitu. To była czwarta konkurencja. Jej ostatnia szansa na wygraną. Na trybunach jej znajomi, przyjaciele, ale też tacy, który nie znała. Było bardzo wielu takich, którzy nawet nie przypominali osobników z ich galaktyki. Spojrzała jeszcze raz na wypełnione aż po brzegi trybuny. Jej brat machał do niej, dziewczyna odmachała i wtedy właśnie zauważyła, że obok niego siedzi jej matka. To była naprawdę wyjątkowe i niespodziewanie dla niej zdarzenie. Rozpoczął się wyścig – Thalia zagapiła się w efekcie czego była druga. Wiedziała, że to liczy się tylko pierwsze miejsce. Z pozostały trzech konkurencji wygrała tylko jedną – więc jeśli nie wygra tej, nawet wygranie zapasów nic jej nie da. Sprężyła się i skupiła się na czarnych włosach, które złośliwie gnały przed nią.
I wtedy wszyscy usłyszeli donośny huk. Publiczność wydała zbiorowy okrzyk zdziwienia. Niektórzy się rozglądali – inni zaczęli uciekać. Tylko idioci typu Thalia podeszli bliżej. Dziewczyna była blada. Na jej twarzy zastygło wieczne zdziwienie. Wiatr rozwiewał na wszystkie strony jej czarne włosy. Na jej ciele nie było żadnych oznak po ranie postrzałowej, żadnych ran, żadnych siniaków. Thalia zauważyła, że obok niej stoi Nancy. Dziewczyna nie wyglądała na wstrząśniętą, po chwili obserwacji powiedziała spokojnie do Thali
-Poraził ją prąd.
- Po pierwsze: Po co ktoś miałby to robić? Po drugie: Jeśli chcieli ją zabić, czy nie łatwiej by było użyć broni palnej? Po trzecie: Jeśli by nawet poraził ją prąd to czy nie powinna się zwęglić? - spytała niedowierzająco Thalia.
Rudowłosa spojrzała na nią jak na kretynkę i odparła:
- Kwiatuszku ty mój kochany – tu wcale nie chodzi o to kto umrze. Tylko jak umrze. Według mnie ktoś tu robi z nas króliki doświadczalne. A jeśli chodzi o ten porażenie – za mało telewizji oglądasz, kwiatuszku. Wiedziałabyś, że pioruny mają jakieś tam lecznicze właściwości. A więc analogicznie – cokolwiek to znaczy – prąd też może mieć różne właściwości. Ale błagam cię, ja nie chcę zostać trupem, więc wiejmy.
Thalia była jednak nie ustępliwa.
- Ale co ma piernik do wiatraka?
- Poczekaj pójdę to sprawdzić. - odparła i dodała. - Zostawiłam telefon... Tylko nie wiem gdzie.
Nagle ktoś z oddali podbiegł do trupa. Dziewczyna była strasznie podobna do martwej. Thalia wiedziała, że gdzieś ją już widziała. Tylko gdzie? Dziewczyna wyglądała na opętaną. Rwała sobie włosy, mamrocząc – pewnie przeklinając – w jakimś nie znanym Thalii języku.
Tą scenę przerwali niewątpliwi sprawcy całego zamieszania – armia uzbrojonych ludzi z logiem Kronosa – jednego z największych biznesmenów w Kosmosie, który potem został jego “królem”. Jego ludzie byli bez litośni. Nie strzelali. Dusili. Bili do nieprzytomności. Kopali. A na dokładkę mieli coś w stylu ulepszonych paralizatorów. Thalia nie mogła na to patrzeć. Uciekła. Schowała się w szatni, a gdy postanowiła wyjść w drzwiach minęła się z Nancy. Dziewczyna nie wyglądała za dobrze.
- Słuchaj, Thalia kiedyś wszystko się zmieni, ale na razie... - powiedziała na jednym wydechu i wręczyła czarnowłosej do ręki nóż. Nie jakąś tam broń. Tylko zwyczajny nóż do obiadu. - Ten nóż to ponoć talizman szczęścia...
- Kiedy to wymyśliłaś? - spytała Thalia. O kamykach, breloczkach, bransoletkach szczęścia to słyszała. Ale on nożu.... Tego jeszcze nie grali.
- Ja tego nie wymyśliłam! Według jakiegoś tam przekazu on ma z ileś set tam lat. NIE PATRZ TAK NA MNIE! NIE SŁUCHAŁAM DOKŁADNIE! Starzy dali mi go kilka miesięcy temu, bo to rodzinna pamiątka przekazywana z pokolenia na pokolenie, a oni akurat się przeprowadzali, a ja byłam w tym zakichanym internacie. No w każdym bądź razie jeśli bym go zgubiła, zabili by mnie. Tak, więc daje ci go, abyś go popilnowała. Ja jeszcze po niego wrócę.
Nancy nie czekała na jej odpowiedź – wręczyła jej nóż i mocnym kopniakiem uderzyła ją w brzuch. Thalia poczuła okropny ból. A gdy ten ustał, rudowłosa była już daleko. Thalia nie miała szans jej dogonić. A więc została sama z dziwnym nożem w dłoni. Postanowiła wrócić na stadion. Szła, nasłuchując odgłosów. Na dworze panowała jednak głucha cisza. Tylko kruki latały po niebie. Spojrzała na trybuny... Poczuła, że kolana się pod nią uginają... Wszyscy... Zabici. Nikt się nie ruszał.
Tego dnia Thalia na zawsze opuściła swoją wioskę. Tego dnia po drodze spotkała Luke. Historię tego spotkania opowiem Wam kiedy indziej. Razem postanowili organizować nielegalne rozgrywki. Bo jak też tego dnia się okazało – na mocy nowych przepisów nikt nie miał prawa uprawiać żadnego sportu ( no chyba, że się gdzieś śpieszył – w takim przypadku mógł biegać ) bez aktualnej legitymacji. Myślisz, że to jest chore? Ale to nie koniec. Tego dnia Kronos uznał, że lepiej zlikwidować wszelkie słodycze – zostawił tylko białą czekoladę. Poza tym trawa mogła być tylko jasno zielona, a wszystkie kwiaty tylko żółte. Jakby tego było mało nie można było nosić skarpetek krótszych niż do kostek, nie można było ścinać się na łyso. Był tylko jeden kanał w telewizji...I poza tym nie można było zakładać żadnej firmy, czyli krótko mówiąc: wszystko miało być tak jak chciał Kronos – jedyny łysol w całej galaktyce.
I w taki oto sposób Thalia znalazła się w tej sytuacji. Siedziała na brzegu jeziora, na samym widoku, wiedząc, że w każdej chwili może zostać zabita. Ale nie bała się, w końcu miała swój talizman.
***
Percy przechadzał się bez celu po korytarzach. Nie wiedział co robić. Z jednej strony ma szansę bliżej poznać TĄ dziewczynę. Po drugie strony oferta blondynki była atrakcyjna – to była szansa na nowe życie. Ale prawda jest taka, że jej koleżanka najpierw o mało co go nie zabiła. Poza tym jeśli się nie uda to nie tylko on zginie. Zabiją mu matkę... Chociaż ma szanse zostać...
- Uważaj jak leziesz! - krzyknął ktoś na kogo czarnowłosy przez przypadek wpadł.
- Leo? - spytał zdziwiony. Ten chłopak zawsze ściąga na niego problemy. Zawsze pojawiał się tam gdzie on.
- Och. To ty Percy. Też miło mi cię widzieć. - odparł wesoło i dodał szeptem – Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar im pomóc... Wiesz, mamy szanse stać się superbohaterami. Wspaniali sportowcy, wspaniali ludzie, wspaniali bohaterowie.
 - A co z naszymi bliskimi? Nie myślałeś nigdy o nich? Nie obchodzi cię ich życie? - spytał czarnowłosy nie zważając na mijających ich ludzi i innych istot.
Leo spojrzał mu w oczy. Nie śmiał się. Jego twarz wyglądała jakby została pozbawiona duszy. Chłopak odpowiedział chłodno:
- Nie wiem czy wiesz, ale ja nie mam nikogo. Jestem na tym świecie zupełnie sam. Zabawne, że po tylu latach spędzonych w jednej szatni nie wiesz nawet tego.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł. Każdy kto po tych słowach poczuł się wstrząśnięty niech wie, że życie w świecie sportu opierało się na dewizie:”W samolubnym świecie samolubni wygrywają”
____________________________________
Ach no właśnie prawie zapomniałąm xD To coś ma tytuł:"Tylko wariaci" xD Zapomniałam o tym wspomnieć xD
Poza tym jeszcze jedna uwaga: w niektórych momentach "i" może nagle zmienić się w "I", gdyż mój Word zawsze mi zmienia na duże "i" xD To mój największy problem życiowy xD
W każdym bądź razie dziękuje, że zmarnowałeś kilka minut swojego życia na przeczytanie tego czegoś xD
Pozdrawia Cherry xD



To tak w ramach tego, że już dopiero 7 maja premiera Avegners:Czas Ultrona xD Kto się wybiera ze mną na dubbing? xD



6 komentarzy:

  1. No nareszcie ktoś o podobnym mozgu jak ja ! ( bez obrayz , oczywiście :* )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przybij żółwika xD Dzięki za koma xD
      Pozdro od Cherry xD

      Usuń
  2. Wow... To takie... szalone (jak ja). Prawie nic z tego nie zrozumiałam, ale i tak świetne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Czekam na next ~Córka mądrości

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNE!!!!!!! Mało zrozumiałam ale mi się podoba ;) jest dziwne,szalone i..i dziwne xd nie mogę się doczekać kolejnego, kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajowskie!!!!!! Prawie wszystko zrozumiałam i się cieszę!!! Gratulacje ,że umiesz pisać takie opowiadania!!! <3 :) ;)

    OdpowiedzUsuń