Rozdział II
Tylko wariaci...
Kochają prąd
Notka od Ałtorki xD [Od dziś chyba nie mam prawa nazywać się autorką xD ]Dziś poznacie prawdziwą moc prądu xD
_______________________________________________
Nancy nienawidziła go. Był podły i złośliwy. Uniosła głowę wysoko do góry i wytknęła mu język... To wszystko stało się przez niego. Zacisnęła mocniej pięści. I wtedy przez jej ciało przepłynął prąd. Poczuła się strasznie nieswojo. Wiedziała, że teraz ma takie afro, że Afrodyta może jej normalnie pozazdrościć. A to wszystko przez niego. Tupnęła nogą. Za mocno. Poczuła straszny ból w nodze. Potem tradycyjnie została porażona prądem. Oparła głową o ścianę i powoli – tym razem nie chcąc narażać się nieznanej technologi, która przy każdym jej gwałtowniejszym ruchu posyłała jej miłego przytulasa z prądem - usiadła na ziemi. Znów spojrzała do góry. W jej więzieniu nie było sufitu. Zrobili to specjalnie. By patrzała jak pada deszcz.
- To wszystko twoja wina! Gdybyś choć raz nie padał kiedy trzeba! Ale nie... Jak ja potrzebuję Słońca to ty SAM WIESZ JAKI deszczu musisz padać. - krzyknęła. Znów poraził ją prąd. Tym razem trochę słabiej. Pokręciła głową i szepnęła: Widzisz Nancy....Dożyłyśmy czasów w, których nawet pogoda jest po stronie zła....-
Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. Rudowłosa spojrzała w tamtą stronę. Był wysoki i łysy. I jakby tego było mało miał męczeński wyraz twarzy. Tego dziewczyna najbardziej nienawidziła w ludziach. Gdy wygląd tworzy inny pogląd na człowieka niż zachowania. Tego też zawsze zawsze się bała. Tej ludzkiej zmienności. Tej ich nagłej chęci zmieniania świata, życia. Tej niestałości. Tej gry. A tego gościa to już szczególnie nienawidziła. Był jej wrogiem numer jeden. Był cholernie wkurzającym aktorem. Nancy tylko raz widziała go „na żywo”. Ale wiedziała z kim ma do czynienia. Z najgorszym osobnikiem w całym wszechświecie.
Tym, który zniszczył jej życie.
Odebrał jej, jej jedyne miejsce na świecie.
Odebrał jej, jej pasję, jej marzenia.
Zniszczył jej przyjaciół.
Dodałaby do tej listy jeszcze parę innych rzeczy, ale kto mając afro na głowie i papkę ziemniaczaną w niej miałby na to siłę. Owszem na wyżywanie się na deszczu miała wystarczająco umiejętności i odwagi. Ale to coś... Napawało ją lękiem. Zabawne, że jeszcze kilka dni temu blefowała, byle by tylko uciec.
Ale teraz nie potrafiła tego zrobić.
Wiedziała, że to on ma nad nią przewagę.... Wystarczy, że zagrozi, że zabije jej nowego przyjaciela i Nancy będzie zatopiona. Jak dziwny jest mój żywot to tego nie da się opisać – zaczęła rozmyślać. - Nie miałam przyjaciół miałam łatwiejsze życie. Mam przyjaciół jest cholernie trudno. Miałam dużo kasy to było niezbyt wygodnie. Nie mam kasy wcale to żyję jak królowa. Dobra nie zawsze, ale zazwyczaj <czuję sarkazm?> jest spoko. Nie ja nie kradnę. Ja pożyczam. Na wieczne oddanie. Jakich ja czasów dożyłam...
Na razie była tylko zpapczała. Swoją drogą, siedząc tak i patrząc na niego zrozumiała, że to chyba była jej ostatnia akcja. Nawet jeśli ją uwolnią, to chyba straciła czucie w palcach u prawej nogi. Sytuacji nie poprawiał fakt, że od dawna źle widziała na lewę oko. Porażenie prądem nie pomogło. Poza tym czuła się jak galareta. Ale czas by zacząć coś mówić. Do boju usta!
- Wielmożny Kronosie... Witam w moich skromnych progach - powiedziała. Cała była mokra, a on przyszedł tu z parasolem. Dziewczyna czuła jak wściekłość ogrzewa całe jej ciało.
W normalnej sytuacji dodała by coś. Ciągnęła by długi, nudny monolog. A dziś? Oberwała prądem. A wczoraj prawie nie zmrużyła oka. Przed wczoraj zaś miala niezły maraton. Trzy dni temu o mały włos nie skończyła jako przystawka u cyklopów. A cztery dni temu... Krótko mówiąc: jej życie nie było usłane różami. Normalne 16 – latki w wakacje albo dorabiają w restauracjach jako kelnerki, albo razem z rodzicami czy znajomymi wyjeżdżają do domków letnich, albo są na plaży albo siedzą w toalecie I całymi dniami robią sobie selfie albo uganiają się za chłopakami. Co prawda rudowłosa nigdy nie rozumiała takich zachowała, ale w tej sytuacji wolałaby się zamienić. W końcu tu nie chodzi tylko o jej życie.
- Czasami warto być kimś normalnym – pomyślała. - Ale tylko czasami. Tak na co dzień, życie wariata jest... Szalone?
Do genialnych wniosków dochodzisz Nancy Bobofit. – pochwaliła się w myślach. Czuła, że powoli odpływa. Ten dziwaczny ból przypomniał jej wspomnienie z dzieciństwa kiedy oberwała piłką w głowę. Czuła, że świat się zawala, a ona jest taka bez silna. Ból ogarniała całej jej ciało. Teraz czuła się podobnie. Z tą różnicą, że dziś wyjątkowo nie zemdlała ani nie zaczęła się drzeć jak opętana. Choć często się tak zdarzało. Owszem jako zawodowa uciekinierka powinna przyzwyczaić się do bólu i tak dalej... Ale do tego nie da się przyzwyczaić.
- Za dużo myślisz. -
oznajmił przerywając ciszę.
- No tak... Dla waszej
wysokości, to każda myśląca jednostka myśli za dużo. -
odparowała i pomyślała: Jeśli to przeżyję to idę na
emeryturę... Czas zacząć robić na drutach i kupić kota!
Nic nie odpowiedział.
Dziewczyna zaś poczuła się trochę lepiej. Dalej miała kaszankę
w mózgu, dalej piekła ją z czarniała skóra, ale
odzyskała humor. Trzeba przyznać, że miała dziwne poczucie
humoru. Lubiła dogadywać innym. ( Problem polegał na tym, że nie
do końca umiała się bić. Stąd wynikała większość jej
kłopotów. Ta mniejsza większość wynikała z jej upartości.
) Postanowiła kontynuować:
- Mam pytanie: Co da ci
moja śmierć?
- Radość. Poczucie
wygranej. - odparł i dodał. - Przepraszam, źle się wyraziłem.
Nie poczucie wygranej. Wygraną. Powieszę twoją głowę w moim
głównym salonie. Niech straszy innych buntowników!
Wizja jej, czy raczej jej
głowy, wiszącej w eleganckim, pełnym przepychu salonu jej
największego wroga i jej dusza strasząca tych wszystkich
biznesmenów. Byłaby najlepszym ( czy też raczej najgorszym)
duchem.
- Ja symbolem dla
buntowników? Ale ja jestem tylko biednym, małym, słodkim,
bezbronnym dzieckiem.
- Małe słodkie
dziecko. - powtórzył jak echo. - Więcej prądu!
____________________________________
Magnus nie mógł w
to uwierzyć.
Nancy opowiadała, że mogą
z nią zrobić wszystko, ale to?
- Magnus kup mi loda! -
powiedziała słodko WYGLĄDAJĄCA rudowłosa pięciolatka.
Blondyn przywykł do
zajmowania się małym dziećmi. Jednak nawet dla niego było to
bardzo dziwne, przecież jeszcze kilka godzin temu Nancy była jego
rówieśniczką! Nie dobrze się stało. On sam się czuł jak
dziecko we mgle... Nie rozumiał tego. On chciał tylko spędzić
normalnie wakacje, a nie jak co roku w domu dziecka. Nienawidził
tego miejsca. Owszem mógłby wyjechać do ciotki... Ale jej
córka.
Annabeth.
Chłopak był tak zamyślony,
że przez przypadek zaliczył nie przyjemne spotkanie ze słupem.
- Magnus ja chce
KUCYKA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - krzyknęła rudowłosa wskazując na
wystawę w jednym ze sklepów.
________________________
*Dwa dni po zdarzeniach z
Rozdziału I*
Percy”ego właśnie
przegrywał ostatnią konkurencje. Powód? Właśnie wrócił
z 4 godzinnej, nocnej rozmowie w lesie z Thalią Grace. Oczywista
musiał ze sobą siłą zabrać Leona. Temu pierwszemu bardziej
zależało na częstszych spotkaniach z pewną blondynką, a niżeli
na jakimś bucie. Leoś zaś miał głęboko w nosie to wszystko.
Szedł tam, bo musiał, bo ponoć coś widział I musieli mieć
pewność, że ich nie zdradzić. Nie miał takiego zamiaru. Ale
podobało mu się tak jak jest. Owszem opowieści czarnowłosej o
żelkach i lizakach zrobiły na nim wrażenie. Ale każdy system ma
wady. Zmiana nie koniecznie będzie dobra. Tak przynajmniej mówił
wczoraj. Dziś oczywista wszystko się zmieniło
Brązowo włosy wyjątkowo
nie wziął udziału w ostatniej konkurencji. Miał głowę pełną
pomysłów i oczywiście – problemów. Siedział
samotnie w szatni. Nie obchodziły go Igrzyska. Nie obchodziły go
marzenia Thali. Nic go nie obchodziło. No może tylko chęć zemsty.
To głównie wokół niej krążyły jego pomysły.
Poszedł do toalety. Miał
ochotę coś rozwalić. Aby pokazać, że nienawidzi, że nie
toleruje niczego wytworzonego przez firmę „króla”
Kronosa. A jeszcze wczoraj pił z nim herbatę. Zaczął wyciągać
papier z rolki, a gdy ten się skończył wrzucił go do toalety
zapychając go. Zabrał dwie zapasowe rolki i wyrzucił je do
śmietnika. Następnie odkręcił najmocniej jak się dało kran i
trzasnął drzwiami – nie zgaszając światła. Usiadł na ławce i
spojrzał na wiszącą na ścianie twarz sponsora Igrzysk. On był
dosłownie wszędzie.
- Nienawidzę cię. -
szepnął. Nie był w stanie krzyczeć. Pewnie gdzieś w
podświadomości wiedział, że szkoda marnować na niego głosu. -
Zabiłeś ją! Zabiłeś moją matkę! A ja przez te wszystkie
lata... Uważałem cię za równego gościa! Fundowałeś stadiony.. przygotowania do Igrzysk Pomagałeś spełniać
marzenia! A tu się okazuje, że z twojego rozkazu zabito MOJĄ
MAMĘ! Przez ciebie musiałem spędzić całe 7 lat w sierocińcu!
Przez ciebie byłem upokarzany! Wyzywano mnie od sierot! Że moja
matka się mnie wstydziła! Zniszczyłeś mi życie! -
Kronos zdawał się nie
przejmować słowami chłopaka. Spojrzał na zegar. Za kilka minut
skończy się cały turniej. Leon postanowił udać się do swojego
pokoju – aby uniknąć pytań trenera, nauczycieli I dziennikarzy.
To miejsce tak różniło
się od tego do, którego będzie musiał wrócić po
zakończeniu turnieju. Tutaj panował przepych. Złoty żyrandol.
Aksamitne zasłony. Drogie kwiaty. Złote klamki. Ogromne rozmiary –
w Akademii zmieściłby się tam dwa pokoje 4 osobowe. Łóżka
drewniane, malowane bez żadnych korników i innych towarzyszy.
Co w jego „domu” było rzadkością.
Akademia... Jest to jedyne
miejsce w, którym mogą spełniać swoje marzenia ci, którzy
chcą wziąć udział w pięcioboju. Cała reszta chodzi do
zwyczajnych szkół. Zawsze są tymi gorszymi. Jednak by dostać
się do Akademi trzeba odznaczać się wyznaczać szczególnymi
zdolnościami już wieku pięciu lat – bo tylko w tym wieku można
się tam dostać... Pewnie jesteście ciekawi, kiedy można ją
opuścić? Odpowiedź brzmi:nigdy. Przez całe życie i de facto
nawet kiedy on się skończy – musisz tam zostać. Tylko w
wyjątkowych sytuacjach pozwalają pochować kogoś na innym
cmentarzu. Z resztą – Akademia to cała planeta. Tam życie toczy
się własnym kołem . Dlatego wszyscy, którzy tam żyją
czują, że należą do tego miejsca aniżeli do miejsca w, którym
się urodzili.
Mniejsza o to. Wróćmy
do chwili obecnej. Leoś stał w pokoju. Na łóżku dostrzegł
małą czerwoną kartkę:
Jeśli nie Kronos, to
oni.
Jesteś bezużyteczny.
Ktoś w końcu coś z
tobą zrobi.
Leon
przyzwyczajony był do tego, że jego anty fani, wrogowie i arcy
wrogowie podrzucają mu różne obraźliwe piosenki, obrazki.
Dlatego tym razem zrobił to co zwykle i wyrzucił kartkę.
Nie
wiedział, że nie czytając jej naraził się pewnej ważnej osobie.
____________
Magnus był na placów
zabaw.
Szczerze powiedziawszy nigdy
wcześniej nie zabawiał w takich miejscach.
Nie miał matki, a ojciec...
On dla Magnusa nie istniał. Zostawił go, gdy blondyn miał pięć
lat, a sam ruszył dalej. Większość z Was uważa pewnie, że Dom
Dziecka to straszne miejsce. Nic bardziej mylnego – przynajmniej w
pojęciu Magnusa. On tam od najmłodszych lat był lubiany i kochany.
Jedyne czego mu brakowało do szczęścia to właśnie dom. Taki
prawdziwy. No i oprócz tego jeszcze wolności. Zależało mu
na tym by wyrwać się stamtąd. Zobaczyć świat. Poznać coś
nowego. Ale nie umiał się przeciwstawić. Wielu z jego znajomych
uciekało z Domu Dziecka, by potem wrócić. Ale on się bał.
On tak nie umiał. Dlatego siedział tam i gnił.
Jednak jak to w życiu bywa
w najmniej oczekiwanym momencie pojawiła się ona – kilkaset
funtów rudych kłaków, które na zawsze odmieniły
jego życie – co prawda historia się dopiero zaczyna, lecz już
teraz czuł, że nic nie będzie takie samo. A zaczęło się
niewinnie.
Jak co dzień miał
wracać ze szkoły autobusem. Ze szkoły odwoził ich tylko jeden
autobus, wykonujący tylko dwa kursy do szkoły I popołudni z
powrotem. Kto nie zdążył szedł 15 km z “buta”. Tego dnia jak
na złość padało, a poza tym Magnus zapomniał wziąć z szafki
swojej niedokończonej pracy o tym jak działa i po co właściwie
jest prąd. Jak na złość zawiesił się system i nie mógł
otworzyć szafki. Postanowił sobie darować i wybiegł przed szkołę,
a tu autobus właśnie odjeżdżał. Postanowił poczekać aż pogoda
się polepszy. A więc czekał. I czekał. I czekał I czekał. I
nagle poczuł, że musi się odwrócić. Ale było za późno
– ostatnią rzeczą jaką poczuł był nieopisywalny ból w
czaszce. Obawiał się, że takowa rozpadła się na dwie części.
Magnus spoglądał na małą
śpiącą dziewczynkę. Była taka słodka, taka niewinna...
A jeszcze tydzień temu nie
byłby wstanie wyobrazić sobie ją tak wyobrazić. Zawsze uważał,
że TA Nancy, była kimś w rodzaju żywej legendy, prawdziwej super
bohaterki. Uciekała przed prawem, zawsze wychodziła z tego cało.
Była taka dzielna.
Odkąd jednak ją poznał,
powoli zaczynał dostrzegać, że wcale nie jest taka na jaką
wygląda. Była cyniczna, arogancka i pozbawiona skrupułów.
Dostrzegał w niej tylko resztki honoru. Obawiał się, że była by
wstanie go zabić, jeśli by to ją uratowała. Była ruda. Jak lis.
Zabawne, że lis, akurat
zawsze uważał, że lisy to miłe i słodkie zwierzątka – tak ich
uczono w szkole.
No właśnie szkoła. Magnus
uważał, że to dość dobre miejsce. Spoko ludzie. Owszem jest
trochę pracy. No, ale gdzieś trzeba się uczyć, co nie? Ale miał
miłych znajomych, a to czego mieli się uczyć zazwyczaj było
proste I fajne. Poza tym nie mieli wf, tak jak to bywało kilkaset
lat temu. Wszyscy uznawali to za największy atut. Magnus również.
Do czasu aż poznał Nancy. Ta w brutalny sposób oznajmiła mu
co tam się dzieje naprawdę.
Gdy otworzył oczy
zobaczył ją. Musiał przyznać, że dziewczyna nie była zbyt
ładna. Krzywy nos. Masa piegów. Rude, grube włosy do ramion.
Niebieska bluza z kapturem i podarte spodnie tego samego koloru. Małe
zgrabne ręce i wyraz twarzy mówiący:”Jeśli sądzisz, że
ukradłam ci zegarek to masz rację. Jeśli sądzisz, że ci go
oddam...” Jak się później okazało dziewczyna naprawdę
ukradła mu zegarek, tłumacząc, że „i tak musiałby się jej
jakoś odwdzięczyć za kilka dni gościnności”
Nawet po wspólnie
spędzonym dniu – w, którym co prawda tylko zjedli razem
trzy posiłki i głównie to on mówił – nie do końca
wiedział co o niej myśleć. Poza tym, że znał ją jako Nancy
Bobofit – nastoletnią przestępczynie. Zapytana o te czyny nigdy
nie dawała mu jasnej odpowiedzi. Zazwyczaj wzdychała teatralnie i
mówiła:”Niech cię głowa o to nie boli. Ty, twoja rodzina,
twoi znajomi i twoi wrogowie – ogólnie rzecz biorąc każda
żywa jednostka jest przestępcą... Jemy mięso, zabijamy komary i
muchy, kłamiemy, oszukujemy...Wycięliśmy kompletnie lasy i palimy
łąki... Nie segregujemy śmieci... Czasem każdy łamie prawo. Ale
dożyliśmy czasów, w których niektórzy uważają
się za świętych.”
Zabawne, że teraz jej najdłuższym wywodem był wykład pod
tytułem: „Milionów powodów, dla których
powinniśmy się zatrzymać”. Nie chodzi tu o jakieś głębsze
przemyślenia. Magnus doskonale zdawał sobie sprawę, że
pięciolatka nie wytrzyma wędrówek po lesie, lecz z jego
„profesjonalnego” wywiadu wynikało, że tylko tu będzie mógł
spotkać jedyną osobę, która może im pomóc. Zauważył
jakiś ruch zza drzew. Gdy zobaczył czarnowłosą odetchnął z
ulgą. Spojrzał
na Nancy i powiedział:
- Zaraz wszystko się ułoży.
No i oto rozdział II, którym ma aż 4 strony xD Następny zaś, aby wyrównać średnią ma chyba ze dwie xD Swoją drogą mi bardziej odpowiadają te krótsze rozdziały xD A Wy co sądzicie? ^^ xD
I tak baj de łej - wie ktoś co zrobić by mi się tekst z Worda nie zmieniał myślników w kropki? xD
Fajny rozdział.Życzę weny na następne rozdziały. :) ;) <3
OdpowiedzUsuńSuper! Po prostu porażające prądem xD Nancy jako 5-latka? Hahaha xp Szczerze wolę krótsze rozdziały, bo w dłuższych się gubię, bo mi się często przewija do góry. Czekam na next
OdpowiedzUsuńWitaj Czerosławie!
OdpowiedzUsuńPoznałam Cię u Pakiś [dla niewtajemniczonych puck, tylko na większość blogerów naturalnie przychodzi mi nakładanie innych przezwisk. Mika Foggy to Mikasa, puck to Pakiś, A Ty to Czerosław. Czy Ci się to podoba czy nie] Miałam tu wejść... 3? 4? miesiące temu? No nie wiem, ale nie weszłam. Taa... Cała ja. Dziś jako, iż jestem na zadupiu chciałam czytać. Wlazłam do Ciebie jedząc bułkę i popijając colą [tą tanią z Biedry] zaczęłam czytać LBA i mi się spodobałaś. Chyba najbardziej tym, że byśmy się świetnie dogadały. Przeczytałam te dwa rozdziały i...
Są głupie...
W dobry sposób. XD
Coś, jak moja osoba.
W gratisie dostaniesz haiku:
Czery fajnie pisze!
Ja jem sobie bułkę!
Jestem niesamowita!
Amen.
Nerissa
Ło kurde :D
OdpowiedzUsuńale dłuuuuuuuuuuuuuuuuuugi :D
nie jestem przyzwyczajona xD
Piszesz świetnie Cherry
jak ja dawno na twoim blogu nie byłam :)
ale to nadrabiam :D
Świetny ten rozdział :D
Pisaj szybciej
czekam na cd
~LoLa
Nominowałam tego bloga do LBA u mnie na blogu pytania !
OdpowiedzUsuń~LoLa