Niezbyt długi, mało akcji i ogólnie nuda xD
Jak zwykle tylko raz sprawdzany i cały dzień pisany...Soł ja już nic więcej nie mówię xD ( A w zasadzie nie piszem xD )
**************************************************************
I co ja mam teraz zrobić? Co zrobić? Może jest jeszcze czas by to zakończyć?
Takie pytania przechodziły mi przez myśl podczas okropnych pięciu minut zamieszania podczas, których każdy podchodził do listy, rozpiski, czy jak to tam chcecie nazwać. W każdym bądź razie znaleźli się tacy dla, których ta podróż stała się czymś wspaniałym. Przyglądałam się temu wszystkiemu z przerażeniem.
- I co Reynuś.... Przyznam, że wpakowałaś się w niezłe bagno. - powiedział ktoś nagle po mojej prawej.
Zdziwiłam się, lecz starałam się tego nie okazywać, zwłaszcza,że mój rozmówca okazał się być greckim bogiem wojny. Uśmiechnęłam się z pogardą i odparłam:
- Naprawdę? Wiesz, że nie zauważyłam?
- Tak myślałem.... W końcu nie wyglądasz na istotę zbyt rozumną. - odpowiedział i dodał. - Ale mogę ci pomóc... Nie za darmo oczywiście.
Nie ukrywam, że ta propozycja zdziwiła mnie. Bóg, oferuje pomoc? To brzmi podejrzanie. Ale z drugiej strony nie mam nic do stracenia.
- A jakieś szczegóły oferty?
Ares uśmiechnął się, wydawał się być zadowolony. Usiadł na trawie i zaczął tłumaczyć:
- Hm.... Mogę dać ci pewien prezent, który sprawi, że ludkowie nie będą na ciebie aż tak bardzo źli.
- Na to już nie ma rady. Wywołałam wojnę, teraz muszę za to zapłacić. - odparłam szczerze i pomyślałam - Jeżeli tak ma wyglądać jego pomoc, to ja dziękuje. Taka ucieczka od problemu nic mi nie daje. Już lepiej go wkurzyć i niech skarze mnie na jakieś wygnanie.
- Aleś ty szlachetna... Nie wiem czy wiesz, ale mamy XXI wiek, nie średniowiecze. Rycerze, żyli bardzo dawno temu. - odparł i dodał - A tak poza tym, to było twoje przeznaczenie....
Spojrzałam na niego gniewnie. Zacisnęłam pięści i w myślach policzyłam do 10, po czym spokojnym tonem powiedziałam:
- Nie ma żadnego przeznaczenia. Sami piszemy własną historię. A przeznaczenie jest dla głupców i leniwych, którzy nie wiedzą co robić w życiu.
- Ale jak na razie wszystko robisz według przepowiedni...
- Której nawet nie znam - przerwałam mu i dodałam. - Coś jeszcze, czy mogę już sobie iść?
- Podziwiam cię. Pięć minut temu chciałaś się zabić, a teraz nie chcesz przyjąć pomocy. - powiedział bóg i dodał - W każdym bądź razie, słonko musisz wziąć to.
I wręczył mi różowy kamień na czarnym rzemyku. Na koniec powiedział jeszcze:
- I wiesz co? Przepowiednia nie kłamie. Ty naprawdę jesteś:"Nie zmienna w swojej zmienności i...
- Koniec. Pa pa! Na dziś koniec rozmowy o tym co nagadał rudy szczur z obozu greckiego. - przerwała mu.
- Ale żeby aż tak nie lubić Rachel? - spytał bóg.
- Do widzenia. - warknęłam.
I wreszcie grecki bóg wojny odpierwiastkował się. Zadowolona udałam się do "mojego domu". I tam zaczęłam się pakować. Wyciągnęłam jakiś czarny duży plecak i powoli zaczęłam wkładać do niego najważniejsze rzeczy. Podczas wykonywania tej czynności miałam dużo czasu na rozmyślanie. Mogłam zastanowić się nad moją sytuacją. A nie wyglądała ona zbyt kolorowo. Rozpętałam wojnę. Wybieram się na jakieś wygwizdowie. I Ares daje mi jakiś różowy kamyk. No właśnie... Spojrzałam z niepewnością na dar od boga... Dlaczego akurat kamyk i czemu wręczył mi go grecki bóg? Czy to nie wygląda zbyt podejrzanie? Może trzeba go tu zostawić?
- Tak. Kamyk zostaje tutaj. - pomyślałam.
Wyciągnęłam go z plecaka, na szczęście był na samym wierzchu. Jednak nagle drzwi się otworzyły.ze strachu upuściłam kamyk. Nie miałam nawet czasu spojrzeć gdzie upadł.
- Reyna - usłyszałam jak dziwny męski głos wymawia moje imię
Odwróciłam się. W drzwiach stał jakiś chłopak, pewnie mój rówieśnik. Z wyglądu przypominał kruka. Wiem brzmi to dziwnie, lecz gdybyście go zobaczyli, też byście tak sądzili. Złote oczy. Głos niczym krakanie. Rysy twarzy. Sposób chodzenia.
- To ja. - odparłam i spytałam. - A ty to kto?
- Romeo Pierre. - mruknął i dodał. - Chodź musimy iść. Reszta już na nas czeka.
Pokiwałam głową i chwyciłam plecak. Po drodze dowiedziałam się ( o ironio losu!), że jest on synem Aresa i Francuzki, która urodziła się w Ameryce. A jego dziewczyna, która ma na imię Nadia i jest córką Wiktorii, ciągle gada, że jego prapradziadek był alchemikiem, ale tak naprawdę był on naukowcem. W zasadzie, przez prawie całą drogą gadał tylko o swojej dziewczynie. Aż miło, że ludzie tak bardzo nie pamiętają co złego zrobiłam. Naprawdę czułam się z tego faktu zadowolona... Kto wie może nie będzie aż tak źle?
Kiedy doszliśmy, ujrzałam czwórkę innych herosów. Najwyższy z nich, blondyn z pewnością był sługusem Jasona, poznałam po mundurze, oraz po twarzy. Był tak podobny do Oktawiana, że aż zaczynałam się martwić, czy aby potomek Apolla naprawdę nie zmartwychwstał.
Pierwszą osobą jaką do mnie podeszła była różowo-włosa dziewczyna. Miała fioletowe soczewki i nienaturalnie bladą cerę. A na szyi miała wytatuowaną czarną literę "V".
- Hejka! - powiedziała wesołym tonem i dodała. - Jestem Nadia Ileś tam nudnych imion Romanowa. Ale mówi mi Nadia
- Reyna... Pewnie mnie znasz. - odparłam, a dziewczyna pokiwała głową
Jestem zaszczycona, że mogę cię poznać osobiście... I to nie jest sarkazm. - odparła i teatralnie ukłoniła się po czym dodała - Romeo, ci się już przedstawił. Ja też... A tamten markotny, naburmuszony blondyn to Oktawian...
- Potomek Apolla? - spytałam z przerażeniem.
- Nie no co ty. - odpowiedziała Nadia i machnęła ręką. - To przemiły syn Wenus. No pomachaj Okisiu...
Chłopak zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. Widać, że niezbyt przepadał za różowo - włosom. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i zaczęła mówić dalej:
- Ten chłopak w szarej bluzie to Mark, syn Bachusa.
Wspomniany chłopak nieśmiało uśmiechnął się, a Nadia po chwil kontynuowała:
- A naszą ostatnią postacią jest.... Rozalia, rudowłosa córka przemiłej Junony, zwanej przez Greków Herą
Wszyscy spojrzeli na Rozalię z zdziwieniem. Oktawianowi z wrażenia spadł hełm z głowy. Nastała cisza. Każdy czekał na jakiś znak, potwierdzenie, lub zaprzeczenie tych słów. Sama dziewczyna patrzyła tylko bez słowa na Nadię. Ciężko było rozczytać co czuje rudowłosa.W końcu różowo - włosa nie wytrzymała i wybuchała śmiechem.
- Jesteście najlepsi! Tak się dać nabrać! Ja nie mogę! - powiedziała chichocząc i dodała. - Już was lubię moi najmilsi!
- To wcale nie było śmieszne. - mruknął Oktawian i dodał. - A teraz musimy iść na dworzec... Pociąg nie będzie czekał.
******************************
Dobra więc tak to wygląda xD Nie wiem kiedy i jak będzie wyglądać kolejny rozdział xD
A tak wgl... Nie długo święta xD Kto siem cieszy? Jam się cieszem! Tylko śniegu nima ;( Żal, płacz i smuteg ;( Przynajmniej tutaj u mnie xD ( No wiesz.... Zawsze można to zmienić, wstawiasz tą tam aplikację/dodatek czy coś i masz śnieg na blogu. Oj nie o to chodzi xD Chodzi o to, że nima śniegu w moimi mieście xD )
Pozdrawia Cherry xD
Macie gif śniegu... Chociaż tyle xD

Jak zwykle tylko raz sprawdzany i cały dzień pisany...Soł ja już nic więcej nie mówię xD ( A w zasadzie nie piszem xD )
**************************************************************
Rozdział II
Takie pytania przechodziły mi przez myśl podczas okropnych pięciu minut zamieszania podczas, których każdy podchodził do listy, rozpiski, czy jak to tam chcecie nazwać. W każdym bądź razie znaleźli się tacy dla, których ta podróż stała się czymś wspaniałym. Przyglądałam się temu wszystkiemu z przerażeniem.
- I co Reynuś.... Przyznam, że wpakowałaś się w niezłe bagno. - powiedział ktoś nagle po mojej prawej.
Zdziwiłam się, lecz starałam się tego nie okazywać, zwłaszcza,że mój rozmówca okazał się być greckim bogiem wojny. Uśmiechnęłam się z pogardą i odparłam:
- Naprawdę? Wiesz, że nie zauważyłam?
- Tak myślałem.... W końcu nie wyglądasz na istotę zbyt rozumną. - odpowiedział i dodał. - Ale mogę ci pomóc... Nie za darmo oczywiście.
Nie ukrywam, że ta propozycja zdziwiła mnie. Bóg, oferuje pomoc? To brzmi podejrzanie. Ale z drugiej strony nie mam nic do stracenia.
- A jakieś szczegóły oferty?
Ares uśmiechnął się, wydawał się być zadowolony. Usiadł na trawie i zaczął tłumaczyć:
- Hm.... Mogę dać ci pewien prezent, który sprawi, że ludkowie nie będą na ciebie aż tak bardzo źli.
- Na to już nie ma rady. Wywołałam wojnę, teraz muszę za to zapłacić. - odparłam szczerze i pomyślałam - Jeżeli tak ma wyglądać jego pomoc, to ja dziękuje. Taka ucieczka od problemu nic mi nie daje. Już lepiej go wkurzyć i niech skarze mnie na jakieś wygnanie.
- Aleś ty szlachetna... Nie wiem czy wiesz, ale mamy XXI wiek, nie średniowiecze. Rycerze, żyli bardzo dawno temu. - odparł i dodał - A tak poza tym, to było twoje przeznaczenie....
Spojrzałam na niego gniewnie. Zacisnęłam pięści i w myślach policzyłam do 10, po czym spokojnym tonem powiedziałam:
- Nie ma żadnego przeznaczenia. Sami piszemy własną historię. A przeznaczenie jest dla głupców i leniwych, którzy nie wiedzą co robić w życiu.
- Ale jak na razie wszystko robisz według przepowiedni...
- Której nawet nie znam - przerwałam mu i dodałam. - Coś jeszcze, czy mogę już sobie iść?
- Podziwiam cię. Pięć minut temu chciałaś się zabić, a teraz nie chcesz przyjąć pomocy. - powiedział bóg i dodał - W każdym bądź razie, słonko musisz wziąć to.
I wręczył mi różowy kamień na czarnym rzemyku. Na koniec powiedział jeszcze:
- I wiesz co? Przepowiednia nie kłamie. Ty naprawdę jesteś:"Nie zmienna w swojej zmienności i...
- Koniec. Pa pa! Na dziś koniec rozmowy o tym co nagadał rudy szczur z obozu greckiego. - przerwała mu.
- Ale żeby aż tak nie lubić Rachel? - spytał bóg.
- Do widzenia. - warknęłam.
I wreszcie grecki bóg wojny odpierwiastkował się. Zadowolona udałam się do "mojego domu". I tam zaczęłam się pakować. Wyciągnęłam jakiś czarny duży plecak i powoli zaczęłam wkładać do niego najważniejsze rzeczy. Podczas wykonywania tej czynności miałam dużo czasu na rozmyślanie. Mogłam zastanowić się nad moją sytuacją. A nie wyglądała ona zbyt kolorowo. Rozpętałam wojnę. Wybieram się na jakieś wygwizdowie. I Ares daje mi jakiś różowy kamyk. No właśnie... Spojrzałam z niepewnością na dar od boga... Dlaczego akurat kamyk i czemu wręczył mi go grecki bóg? Czy to nie wygląda zbyt podejrzanie? Może trzeba go tu zostawić?
- Tak. Kamyk zostaje tutaj. - pomyślałam.
Wyciągnęłam go z plecaka, na szczęście był na samym wierzchu. Jednak nagle drzwi się otworzyły.ze strachu upuściłam kamyk. Nie miałam nawet czasu spojrzeć gdzie upadł.
- Reyna - usłyszałam jak dziwny męski głos wymawia moje imię
Odwróciłam się. W drzwiach stał jakiś chłopak, pewnie mój rówieśnik. Z wyglądu przypominał kruka. Wiem brzmi to dziwnie, lecz gdybyście go zobaczyli, też byście tak sądzili. Złote oczy. Głos niczym krakanie. Rysy twarzy. Sposób chodzenia.
- To ja. - odparłam i spytałam. - A ty to kto?
- Romeo Pierre. - mruknął i dodał. - Chodź musimy iść. Reszta już na nas czeka.
Pokiwałam głową i chwyciłam plecak. Po drodze dowiedziałam się ( o ironio losu!), że jest on synem Aresa i Francuzki, która urodziła się w Ameryce. A jego dziewczyna, która ma na imię Nadia i jest córką Wiktorii, ciągle gada, że jego prapradziadek był alchemikiem, ale tak naprawdę był on naukowcem. W zasadzie, przez prawie całą drogą gadał tylko o swojej dziewczynie. Aż miło, że ludzie tak bardzo nie pamiętają co złego zrobiłam. Naprawdę czułam się z tego faktu zadowolona... Kto wie może nie będzie aż tak źle?
Kiedy doszliśmy, ujrzałam czwórkę innych herosów. Najwyższy z nich, blondyn z pewnością był sługusem Jasona, poznałam po mundurze, oraz po twarzy. Był tak podobny do Oktawiana, że aż zaczynałam się martwić, czy aby potomek Apolla naprawdę nie zmartwychwstał.
Pierwszą osobą jaką do mnie podeszła była różowo-włosa dziewczyna. Miała fioletowe soczewki i nienaturalnie bladą cerę. A na szyi miała wytatuowaną czarną literę "V".
- Hejka! - powiedziała wesołym tonem i dodała. - Jestem Nadia Ileś tam nudnych imion Romanowa. Ale mówi mi Nadia
- Reyna... Pewnie mnie znasz. - odparłam, a dziewczyna pokiwała głową
Jestem zaszczycona, że mogę cię poznać osobiście... I to nie jest sarkazm. - odparła i teatralnie ukłoniła się po czym dodała - Romeo, ci się już przedstawił. Ja też... A tamten markotny, naburmuszony blondyn to Oktawian...
- Potomek Apolla? - spytałam z przerażeniem.
- Nie no co ty. - odpowiedziała Nadia i machnęła ręką. - To przemiły syn Wenus. No pomachaj Okisiu...
Chłopak zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. Widać, że niezbyt przepadał za różowo - włosom. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i zaczęła mówić dalej:
- Ten chłopak w szarej bluzie to Mark, syn Bachusa.
Wspomniany chłopak nieśmiało uśmiechnął się, a Nadia po chwil kontynuowała:
- A naszą ostatnią postacią jest.... Rozalia, rudowłosa córka przemiłej Junony, zwanej przez Greków Herą
Wszyscy spojrzeli na Rozalię z zdziwieniem. Oktawianowi z wrażenia spadł hełm z głowy. Nastała cisza. Każdy czekał na jakiś znak, potwierdzenie, lub zaprzeczenie tych słów. Sama dziewczyna patrzyła tylko bez słowa na Nadię. Ciężko było rozczytać co czuje rudowłosa.W końcu różowo - włosa nie wytrzymała i wybuchała śmiechem.
- Jesteście najlepsi! Tak się dać nabrać! Ja nie mogę! - powiedziała chichocząc i dodała. - Już was lubię moi najmilsi!
- To wcale nie było śmieszne. - mruknął Oktawian i dodał. - A teraz musimy iść na dworzec... Pociąg nie będzie czekał.
******************************
Dobra więc tak to wygląda xD Nie wiem kiedy i jak będzie wyglądać kolejny rozdział xD
A tak wgl... Nie długo święta xD Kto siem cieszy? Jam się cieszem! Tylko śniegu nima ;( Żal, płacz i smuteg ;( Przynajmniej tutaj u mnie xD ( No wiesz.... Zawsze można to zmienić, wstawiasz tą tam aplikację/dodatek czy coś i masz śnieg na blogu. Oj nie o to chodzi xD Chodzi o to, że nima śniegu w moimi mieście xD )
Pozdrawia Cherry xD
Macie gif śniegu... Chociaż tyle xD

Głupi blogger nie wyświetla mi twojego bloga . Szczęście ,że wchodzę na niego codziennie.
OdpowiedzUsuńRozdział fajny . Ares mój kuzyn się pojawił . Czasem mi wstyd za łączące mnie więzi krwi ,ale cóż rodziny się nie wybiera .
Ja chce znać tą przepowiednie . Teraz !
Ciekawe postacie ,ale co z Ann . *Radosna opanuj się już *
Dorwała mnie schizma czekam na next i nie wrzucisz mnie tak łatwo do Tartaru .
Dzięki za komentarz :*
UsuńWiem co czujesz... blogger czasami wszystkim działa na nerwy xD
Co do przepowiedni.... Tak w zasadzie to ona nie jest jeszcze stworzona xD Chwilowo wszyscy będą o niej gadać, ale jej nie będzie xD Chyba xD
Co do Ann... Ona się pojawi xD Spokojnie xD Tylko trochę ( czyli bardzo długo) trzeba poczekać xD
Co do tego ostatniego nie byłabym tego taka pewna xD Jestem bardzo kreatywna, na pewno coś wymyślę :P
Pozdrawia Cherry xD
Wreszcie mam internet w telefonie i czas by skomentować więc piszę XD rozdział super zresztą jak zawsze ale nie ważne XD cała historia mnie intryguje i wydaje się być naprawdę ciekawa( nie jest pewna czy już tego nie pisałam XD) kojarzy mi się to trochę ze ''szlakiem łez''(to z historii, ostatnio mam hopla na punkcie czirokezow XD) więc nie mogę doczekać się dalszych rozdziałów ;)
OdpowiedzUsuńDziękuje za komentarz xD
UsuńCieszę się, że historia Ci się spodobała :D
Wiesz, że nawet nie przyszło mi do głowy, że to może kojarzyć się z "Szlakiem Łez"? Ale faktycznie, masz rację, są jakieś podobieństwa. No cóż tak to jest jak się nie uważa na lekcji historii xD
Pozdrawia Cherry
Leżę sobie na łóżku z książką od geografii i stwierdzam, że twój rozdział jest o wieeele ciekawszy niż regiony rolnicze świata ;P dobra teraz serio, bardzo podoba mi się i cieszę się że nadal piszesz :) bardzo intrygująca i czasem trzymająca w napięciu, ciekawe co jeszcze wymyślisz Cherry, i czy mam się zacząć bać? :) oczywiście czekam na next'a to normalne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam znad książki
Asix :*
Przepraszam, że dawno nie komentowałam (o, ile w ogóle kiedyś to zrobiłam), ale teraz mam dużo czasu i będę nadrabiać zaległości. Wracając, do bloga... Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że znowu piszesz. To dopiero początek historii, ale zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie. Czekam na następne Twoje wpisy.
OdpowiedzUsuńPS. Łączę się z Tobą w bólu, u mnie też nie ma śniegu i na razie nie zapowiada się aby w ogóle się pojawił. Niestety :(
Pytanie za sto punktów . Gdzie się podziała Cherry z rozdziałem ?
OdpowiedzUsuń